Metoda ta ma 3 odmiany – niska cena za: masę 1 karata, dowolny pojedynczy kamień lub pojedynczy kamień o określonej średnicy. W oferowanym cenniku diamentów zachęcająco wygląda informacja, że posiadamy w sprzedaży kamienie o szli. e brylantowym, białe i czyste już w cenie od np. 160 USD/ ct. Oznacza to w rzeczywistości, że oferuje się nam kamienie P3 (lub gorsze), o barwie w najlepszym wypadku J/K (a najprawdopodobniej diamenty poprawiane TTLB lub TTLC) o szli. e teoretycznie brylantowym czyli nieokrągłe i płaskie, o słabych proporcjach i słabej jakości wykończenia szlifu. Drugą metodą zainteresowania klienta niską ceną jest informacja, że posiadamy w sprzedaży kamienie w cenie za pojedynczy kamień (1 sztukę) już w wysokości np. 4 zł. Cena taka wydaje się szalenie atrakcyjna i przyciąga uwagę klienta, bowiem 4 zł za brylant to rzeczywiście relatywnie niewiele. Za taką cenę możemy otrzymać kamień o masie poniżej 0,01 ct, czystości P3 (lub gorszej) i nieokreślonej barwie. Trzecią metodą sprzedaży diamentów po niskiej cenie jest ich sprzedaż według cennika, w którym podaje się ceny za kamień o określonej średnicy. Tutaj dobrze sprawdza się sprzedaż kamieni źle oszlifowanych, niskich (płaskich) o słabych proporcjach i słabej brylancji. Chodzi o to, że jeżeli nominalnie diament o średnicy 3,00 mm powinien mieć masę ok. 0,10 ct a jego parametry jakościowe odpowiadają cenie za karat np. 500 USD, to cena takiego kamienia powinna wynosić 50 USD. W rzeczywistości diamenty o średnicy 3,00 mm są tak płaskie, że mają masę ok. 0,08 ct, czyli ich cena za sztukę wynosi jedynie 40 USD. Cena ta wydaje się więc bardzo atrakcyjna (o 20% niższa), bowiem wynosi jedynie 400 USD za karat. Przy większych kamieniach o złych proporcjach te różnice cenowe zdecydowanie wzrastają (maleją ceny jednostkowe za kamień).
METODA WYSOKIEJ JAKOŚCI
Metoda ta polega na zwykłym oszustwie, czyli sprzedaży kamieni po atrakcyjnej cenie jednak o parametrach jakościowych dużo gorszych od wcześniej oferowanych. W tym przypadku bazuje się na niewiedzy kupującego lub wykorzystuje jego zaufanie do sprzedającego. W razie „wpadki”, jeżeli klient ma wiedzę na temat wyceny diamentów, sprzedający może zawsze powiedzieć, że nastąpiła pomyłka, nieporozumienie, które już się więcej nie powtórzy. Najlepszym przykładem takiego robienia klientowi „wody z mózgu” jest wprowadzenie w cenniku diamentów Rapaporta klasy czystości SI3, nieznanej i nieistniejącej w żadnych międzynarodowych systemach (nomenklaturach) klasyfikacji cech jakościowych diamentów jubilerskich, a coraz częściej stosowanej przez polskich sprzedawców, choć sprzeczne jest to również z Polską Normą PN-M-17007 obowiązująca od 2002 roku Praktycznie są to kamienie klasy czystości P1, jednak określenie SI3 sugeruje klientowi ich lepszą jakość, co powoduje że jest on gotowy za tak „dobry” kamień więcej zapłacić. Idąc tym tropem można wprowadzać przy sprzedaży kolejne klasy czystości typu SI4, SI5...aż do SI., tylko żeby nie była to klasa P.
METODA DUŻEGO POPYTU I NISKIEJ PODAŻY
Często zdarza się, że klient jest zasypywany ofertami zakupu diamentów wysokiej jakości po bardzo niskich cenach. Zaintrygowany taką ofertą zamierza więc okazyjnie kupić takie kamienie, a ponieważ cuda oraz super okazje się raczej w dzisiejszych czasach się nie zdarzają, dowiaduje się, że akurat oferowane kamienie zostały przed chwilą sprzedane a termin dostawy nowych to raczej bliżej nieokreślona przyszłość. W tym momencie, w geście dobrej woli, sprzedający oferuje inne kamienie, przeważnie gorszej jakości lecz również w okazyjnej cenie. Taka sytuacja to znany chwyt marketingowy, usprawiedliwiający, nobilitujący i uwiarygodniający .firmę. Polega on na przekazaniu klientowi, niezgodnej oczywiście z prawdą, informacji o dużym popycie na oferowane kamienie przy jednocześnie ich małej podaży („kamienie idą jak ciepłe bułki, za późno pan się zgłosił”).
METODA SAMOOBSŁUGOWA
Ostatnią metodą zarobienia na kliencie, w przypadku gdy inne metody zawiodą, a on nie daje się oszukać ponieważ posiada elementarną wiedzę o diamentach, jest propozycja sprzedającego aby osobiście wybrał potrzebne mu kamienie. W takim przypadku ich cena zawsze znacznie wzrasta a zirytowany sprzedający jest dodatkowo zdegustowany wybrednością klienta oraz tym, że poddaje on w wątpliwość jego uczciwość, fachowość i bezinteresowność. Wynika to z powszechnie znanego faktu, że dla sprzedającego liczy się przede wszystkim i wyłącznie „dobro i interes klienta”.
PODSUMOWANIE
W konkluzji powyższego tekstu powstaje pytanie czy warto być uczciwym, bowiem konkurowanie na uczciwych zasadach z nieuczciwymi pośrednikami diamentów nie ma sensu. Wydaje się, że tylko edukacja przez kursy i szkolenia dla jubilerów, właścicieli .firm i sklepów jubilerskich oraz ich pracowników, pozwoli w przyszłości wyeliminować naciągaczy i cwaniaków pracujących w branży, do przedstawicieli której powinno panować zaufanie społeczne, a która coraz częściej ma nienajlepszą opinię wśród społeczeństwa. (Pół)hurtowa sprzedaż diamentów w Polsce zaczyna przypominać wyścig szczurów. Coraz więcej pośredników chce sprzedawać swoje diamenty po coraz niższych cenach, a niektórzy z nich zadawalają się zaledwie kilkuprocentową marżą. Często sprzedają „hurtowo” po kilka kamieni pojedynczym jubilerom, którzy kłócą się z nimi o przysłowiową złotówkę, a później i tak do ceny zakupu doliczają 100- 200% marży. Dlatego też polscy hurtownicy diamentów (a w zależności od tego jakie przyjąć kryteria, jest ich raptem kilku lub kilkunastu) powinni zastanowić się nad zmianą polityki sprzedaży. Po co stosować różne dziwne „metody” promocji i sprzedaży diamentów w Polsce, kiedy można by ustalić wspólną politykę cenową. Może warto by wrócić do starej tradycji wyceny diamentów w oparciu np. o cennik Rapaporta lub stworzyć własny cennik (kiedyś obowiązywał w Polsce cennik przygotowywany przez przedsiębiorstwo państwowe „Jubiler”). Tu powstaje jednak kwestia zasadnicza, bowiem osobiście wątpię w porozumienie i konsensus cenowy wśród zainteresowanych osób z branży diamentowej. Na temat braku możliwości porozumienia się Polaków, którzy zawsze dbają wyłącznie o partykularne interesy, noblista Henryk Sienkiewicz już sto lat temu napisał zwięzłe zdanie „więc stanęła kwestia na tem, jak pogodzić dupę z batem”.