Tomasz Dominiak Artykuł pochodzi z magazynu All Inclusive
Namibia położona jest w południowo-zachodniej części Afryki, graniczy na południu z RPA , na wschodzie z Botswaną i Zimbabwe, zaś na północy z Angolą i Zambią. Ten afrykański kraj to przede wszystkim ogromna przestrzeń – zajmuje terytorium 2,5 raza większe niż Niemcy (ma 825 418 km2), na którym żyje zaledwie 2 mln mieszkańców. Bezkresy są jednak tutaj dobrze zagospodarowane, bowiem parki narodowe i rezerwaty przyrody stanowią aż 15 proc. powierzchni Namibii. Nazwa kraju pochodzi od położonej w jego zachodniej części pustyni Namib i oznacza „nic”. Na szczęście, wbrew temu, Namibia ma wiele do zaoferowania turystom.
Ze względu na doskonałą infrastrukturę turystyczną, kraj ten jest wymarzonym celem na rozpoczęcie przygody z Czarnym Lądem. Dotarcie na miejsce nie stanowi problemu, bowiem z Europy są liczne połączenia lotnicze i nie są to bynajmniej loty czarterowe, lecz regularne. Dogodne połączenia z przesiadką we Frankfurcie lub Londynie (Gatwick) oferuje cztery razy w tygodniu narodowa linia Namibii – Air Namibia. Co ważniejsze, mimo 10-godzinnej podroży, turyści nie będą cierpieć na bezsenność w związku ze zmianą strefy czasowej, a to ze względu na niewielką różnicę czasu (+1 godzina). Samoloty lądują na lotnisku w Kutako, niedaleko stolicy kraju Windhoek. To centralnie położone miasto stanowi doskonałą bazę wypadową do zwiedzania całej Namibii, aczkolwiek samo w sobie nie jest zbyt ciekawe. Przygotowując ofertę, np. na pobyt 2-tygodniowy, warto wziąć pod uwagę minimum 2-dniowy czas dojazdu pomiędzy miejscami położonymi w północnej (np. Park Narodowy Etosha) a południowej części kraju (np. kanion Fish River). Na pewno wśrod atrakcji nie powinno zabraknąć wydm w Sossusvlei, położonych 5–6 godzin jazdy samochodem od Windhoek. Jest to bez wątpienia idealne miejsce do rozpoczęcia zwiedzania Namibii.
W KRAINIE WYDM
Mierzące po kilkaset metrów wydmy piaskowe, jedne z najwyższych na świecie, ciągną się wzdłuż wybrzeża. Naniesiony przez wiejący od Oceanu Atlantyckiegowiatr, piasek mieni się wszystkimi odcieniami rdzawego koloru. Jest to niesamowita sceneria, jakby żywcem wyjęta z kart powieści Franka Herberta „Diuna”. Zwiedzanie wydm najlepiej zacząć rano, kiedy panuje chłód. Koniecznie trzeba założyć zamknięte obuwie, bo w trakcie zwiedzania rozgrzany piasek może poparzyć stopy. Niezbędna jest także butelka wody na drogę. Z wydm rozpościerają się wspaniałe widoki na suchą kotlinę Sossusvlei. Wspinaczka po nich, zwłaszcza w południe, potrafi być wyczerpująca, dlatego mniej wytrwali turyści mogą je podziwiać z balonu lub samolotu.
NA WYBRZEŻU SZKIELETÓW
Z Sossusvlei, jadąc przez pustynię Namib, w ciągu kilku godzin można dojechać nad wybrzeże. W kotlinie warto jeszcze zobaczyć miejscowość Solitaire, według „National Geographic” najmniejsze miasto na świecie, posiadające jednak stację benzynową, mały sklepik i kościół przerobiony na pokoje gościnne – wszystko na kilku tysiącach
metrów kwadratowych. Na północny zachod od maleńkiego Solitaire rozpościera się środkowa część Wybrzeża Szkieletów wraz z głównymi miastami – Walvis Bay i Swakopmund. Nazwa tego regionu Namibii pochodzi od
zdradliwych prądów morskich i bardzo niebezpiecznych mielizn, na które można się tu natknąć. Do dzisiaj linia brzegowa usiana jest wrakami statków, ktore co kilka lub kilkanaście kilometrów wystają znad tafli słonej wody. Miłośnicy kąpieli w oceanie – niestety – będą rozczarowani, ponieważ temperatura wody (14–16o C) raczej nie
zachęca do pływania. W Walvis Bay można za to wybrać się w podroż katamaranem, aby podziwiać delfiny oraz foki – dość niezwykłych, jak na Afrykę, mieszkańców. W mającym bardziej typowo miejski niż portowy charakter Swakopmund warto z kolei zatrzymać się na trochę dłużej przed dalszym zwiedzaniem Namibii. W jego okolicy, wzdłuż wybrzeża, łatwo natknąć się na wypożyczalnie quadów. Miejscowe tereny są prawdziwym rajem dla miłośników tego typu sportów ekstremalnych. Piaszczyste wydmy oraz rozległe, bezludne obszary zapewniają długie godziny dobrej zabawy.
OGLĄDAJĄC SŁONIE I ŻYRAFY…
Mniej więcej pół dnia drogi na północ od Swakopmund rozpościera się Damaraland, malownicza kraina o górzystym charakterze. Jednym z głównych punktów turystycznych tego regionu Namibii jest Twyfelfontein, miejsce z wyrytymi kilka tysięcy lat temu w skałach malowidłami przedstawiającymi słonie czy żyrafy. Również dzisiaj nietrudno tutaj spotkać na żywo te zwierzęta, a przy odrobinie szczęścia można natknąć się nawet na nosorożce. Twyfelfontein jest jednak przede wszystkim wielką gratką dla miłośników archeologii. Skalne malowidła umieszczono nawet w 2007 r. na Liście Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO. Kierując się dalej na północ dotrzemy do Parku Narodowego Etosha, gigantycznego ogrodu zoologicznego na otwartej przestrzeni. Przypadnie on do gustu wszystkim tym, którzy pobyt w Afryce utożsamiają z safari. W Etoshy zwierząt wszelkiej maści jest pod dostatkiem – zebry, antylopy czy słonie są tutaj tak powszechne niczym rośliny czy kamienie przy drodze. Nie warto jednak korzystać z zakwaterowania w samym parku, bo znacznie taniej wyjdzie nam wynająć coś w jego pobliżu. Na zwiedzanie Etoshy wystarczy jeden, najwyżej dwa dni. Na dłuższą metę park robi się monotonny, a po objechaniu wszystkich wodopojów wręcz nudny.
AUTENTYCZNOŚĆ NAMIBII
Namibia to, oprócz licznych hoteli i pensjonatów położonych na odludziu, również kraj plemion od wieków żyjących tak samo, nieskażonych cywilizacją. Tryb życia Buszmenów na pustyni Kalahari czy ludu Himba w Damaraland nie zmienił się zasadniczo mimo napływu turystów. O pewnego rodzaju postępie świadczą jedynie naprędce sklecone kramy z laleczkami (przedstawiającymi głownie kobiety Herero w tradycyjnych sukniach) oraz biżuterią. Takie punkty sprzedaży pamiątek ustawione są wzdłuż głównych szlaków turystycznych Namibii. Mimo całej sztuczności tych
kramów, koczujący przy nich rdzenni mieszkańcy nie przebierają się na potrzeby turystów, bo nie czują takiej potrzeby. Carlo, mój przewodnik pracujący dla znanej firmy turystycznej Royal Tours Namibia, mówi, że z powodu tej autentyczności mnóstwo osób wraca do Namibii wielokrotnie. A co najważniejsze, nigdy się nie nudzą. – Mam grupę klientów, właściwie teraz to już moi przyjaciele, którzy przyjeżdżają tu od lat i zawsze znajdują coś nowego – podkreśla Carlo, potomek niemieckich kolonizatorów, który mówi o sobie, że jest „ostatnim białym buszmenem w Namibii”. Całą Afrykę Południową zna niczym własną kieszeń i przyznaje, że coraz trudniej znaleźć mu miejsce nieskażone cywilizacją.
– W Namibii robi się tłoczno – mówi Carlo i pokazuje rząd nowiutkich domków zbudowanych u podnóża rudej skalistej góry w Twyfelfontein. – Kiedyś mogłem tu wypocząć, a dookoła tylko ja i przyroda – wspomina. Tymczasem ja rozglądam się bacznie i nie widzę nic poza majaczącymi w oddali kilkoma samochodami i kilkunastoma domkami… Cóż, dla turysty przyzwyczajonego do setek betonowych hoteli ciągnących się wzdłuż plaż w europejskich kurortach, Namibia jest nadal prawdziwą oazą spokoju.